Było blisko godziny czternastej, kiedy łaciaty ogier postanowił udać się do miasta. Jego wyprawa miała na celu zaspokojenie zapasów ważnych i niedostępnych w lesie ziół, które niezbędne były do wielu maści oraz mikstur. Powolnym, nieco znudzonym krokiem przemierzał kolejne fragmenty wijącej się drogi. Jak to miał w zwyczaju jego myśli popłynęły swoim torem, który okazał się bardzo szeroki, pełen zatok, gdzie można było wpaść na dłuższą chwilę. Dlatego też ze wspomnień o swoim ‘poprzednim’ życiu przepłynął do twarzy swojej byłej partnerki, a następnie przed oczami pokazała mu się twarz Kai’a. Na wspominkę o bracie prychnął cicho, niemal niesłyszalnie i przyspieszył kroku. Przez kolejne kilka minut starał się skupić swoje myśli głównie na tym czegoż to będzie potrzebował. Lekko zirytowany zganił się w myślach za nie przygotowanie sobie listy na pergaminie.
Jego zakupy trwały już ponad godzinę, niestety nie posiadał wszystkich ziół, które przydałyby mu się w pracy. Zrezygnowany stanął w kolejnej już dziś kolejce, niemal nie widząc jej końca. Westchnął zwieszając lekko głowę i przymykając zmęczone oczy. W takiej też pozycji co jakiś czas przestępował o krok dalej, zbliżając się do sprzedawcy. Gdy nadeszła kolej ciemnooki koń wskazał kilka roślin, które zamierzał zabrać ze sobą do domu. Przechodząc kawałek dalej, wzdłuż stoiska miłego, starszego konia natknął się na coś, co nie spodziewał się tu zastać. Krąpiel Chantriera spoczywał ułożony na kupce razem z innymi - jak pewnie sądził ich obecny właściciel – kwiatami ozdobnymi. MinHo popchnął chrapami malutkie roślinki trochę dalej przez co mógł wyjąć w zębach więcej azjatyckich przysmaków. Podając je na ladę zapytał czy starszy nie posiada przypadkiem więcej owych kwiatów, a gdy otrzymał twierdzącą odpowiedź pociągnął temat czy są one dostępne dziś.
- Mogę ci przynieść na jutro ścięte kwiaty, albo jak chcesz to sprzedam ci całe donice. – Sprzedawca uśmiechnął się do srokatego konia, stojącego przed nim.
- Byłbym wdzięczny.
- Przyjdź jutro, ale z samego rana.
Zapłacił należną sumę pieniędzy i odszedł dalej. W głowie młodego ogiera zrodziło się pytanie ‘ skąd ten starzec ma te kwiaty ‘. Niezdolny na nie odpowiedzieć po prostu udał się do stoiska pełnego owoców. Stając przy skrzynkach pełnych znakomitych jabłek, gruszek oraz innych słodkich przysmaków starał się znaleźć słodki groszek, który był mu niezbędny do jednej z ważnych maści leczniczych. Bez niej medycy na pewno nie byliby w stanie zasklepić ran wojowników. Zadowolony wychwycił klatkę z owym owocem i podszedł do niej bliżej. Gdy młoda, izabelowata klacz podała mu woreczek z jego zakupami niby przypadkiem otarła się nosem o jego nos. MinHo uśmiechnął się do niej lekko na co jej oczy błysnęły radością.
- Dziękuję i zapraszam ponownie. – Niemal krzyknęła podekscytowana, a jej piskliwy głos zaświdrował w głowie ogiera.
Po odnotowaniu w pamięci, żeby nigdy więcej nie uśmiechać się do takich flirciarek jak izabelowata ruszył w stronę bramy miasta. Ciężkie kocze z zakupami, zawieszone po bokach jego bioder ciążyły sprawiając, iż pasy trzymające je wbijały mu się w grzbiet.
- TYLKO JA RZEPOWIEM WAM PRZYSZŁOŚĆ!
Do jego uszu dobiegł skrzekliwy krzyk. Spojrzał w miejsce hałasu i prychnął kpiarsko. Kilka metrów od bramy stał wóz, do którego zaprzężone były dwa ogromne dziki. Pojazd, zbudowany z drewna zaczynał butwieć i rozchodzić się tworząc wrażenie, iż zaraz się rozpadnie. Zwierzęta, które ubrane były w sznurkową wodzę stały niespokojne, ryjąc w ziemi, w poszukiwaniu pożywienia. ,, Obrazek nędzy i rozpaczy’’ pomyślał MinHo podchodząc bliżej. Zza wozu wyszedł mu na spotkanie kary ogier. Odziany był w czarny płaszcz, który w wielu miejscach był poplamiony oraz podarty. Linka, przewieszona przez przegub fryzyjczyka była brudna i pozaciągana na każdy możliwy sposób. Gdy nieznajomy poruszył głową spod kaptura wyłoniły się długie, splątane włosy. Srokacz dostrzegł w nich pojedyncze siwe pasma. Niestety z loków wystawały też ostre liście werbeny oraz kilka słomek zboża. Zniszczone i popękane kopyta obcego tupały mocno, gdy podchodził on bliżej demona. Znajdując się wystarczająco blisko kary zrzucił z głowy kaptur, dzięki czemu widać było jego oczy. Były one rybie i niestety nie tak piękne jak u innych. Młody ogier dostrzegł w nich jakiś dziwny chłód. Było to coś, co zdecydowanie go niepokoiło przez co cofnął się o kilka kroków i odwracając głowę od wróżbity – jak tamten twierdził – ruszył w kierunku swojego domu.
- Chodź tu młody ogierze, a ja przepowiem ci przyszłość. – Znów rozległ się ten nieprzyjemny dla ucha głos.
- Dobrze, chętnie. – Słysząc głos Daimarine MinHo przystanął i odwrócił się z powrotem.
Biały pegaz, który niewątpliwie należał do tego samego stada co on właśnie dawał wróżbicie kilka złotych monet. Tamten przyjął je z błyskiem w oku. Uf płomyczek w źrenicach karego wzbudził w nephilimie wątpliwości co do jego kompetencji. Znał wielu wróżbitów oraz mediów, którzy byli doświadczeni w swoim fachu i tak jak ich było wielu tak żaden z nich nigdy nie pragnął pieniędzy z taką zachłannością.
- O. . . co ja tu widzę? Widzę bardzo wyraźnie. . . Stado, które żyje obok miasta będzie – Tu urwał i otworzył oczy, które w czasie mówienia swoim teatralnym tonem ‘przepowiedni’ i uśmiechnął się chytrze. – Nie widzę więcej. Chyba motywacji mi brakło.
W tamtym momencie coś we wnętrzu srokatego ogiera się zagotowało. Jakimż to trzeba być naiwnym, żeby uwierzyć w autentyczność owego wróżbity? Widząc, jak Dai waha się co też ma zrobić postanowił podejść z powrotem do wozu. Obserwował sytuację nie będąc zbytnio zainteresowany koniem ze stada, a nieznajomym. W oczach fryzyjczyka krył się błysk kłamstwa i chęci wykorzystania naiwności. Biały pegaz czując podstęp wycofał się, jednak MinHo nie miał zamiaru tak zostawić owej sprawy. Nie lubił oszustów, a już zwłaszcza takich, którzy nie umieją ukryć swych zamiarów. Wyszedł przed kilku obserwatorów, wyraźnie zainteresowanych sprawą i stanął przed karym. Gdy ich oczy się spotkały nephilim poczuł chęć mordu na obcym koniu. Na pewno wiedział iż kłamie on innym w żywe oczy, jednak nie wiedział jak udowodnić winę owemu oszuście. Zerknął krótko w kierunku młodej sprzedawczyni, która dłuższą chwilę temu sprzedała mu słodki groszek. Pomysł rozbłysnął w jego głowie niemal natychmiast dlatego też szybko odszedł w kierunku izabelowatej.
- Przepraszam, mogłabyś mi pomóc? – Zadając te pytanie starał się być miłym i uśmiechać się przyjaźnie.
- Jasne, ale w czym? - ,,Bingo” pomyślał i opowiedział swojej wspólniczce plan, który mieli wcielić w życie. – Ale po tym zabierasz mnie na kawę, ok?
- Oczywiście, że tak.
*
Młoda, śliczna klacz podeszła do okrytego czarnym płaszczem ogiera, który opierał się o rozpadający się wóz.
- Może mi pan przepowiedzieć przyszłość? – Piskliwy głosik wyrwał oszusta z zamyślenia, ale szybko przywołał do siebie stoicki spokój.
- Daj mi tylko kilka złotych monet moje dziecko. – Jego uśmiech był tak obleśny, iż po karku izabelowatej przeszedł nieprzyjemny dreszcz. Miała nie małą ochotę wycofać się ze swojego zadania, jednak pomyślała o głębokich oczach srokatego ogiera, z którym to miała po tym spędzić przyjemny dzień. Dlatego też przekazała kilka złotych krążków nieznajomemu i czekała na rozwój sytuacji. –Widzę, że już niedługo twoje stado zostanie zniszczone. Ogromne, czarne ptaki zeskoczą z nieba i rozszarpią na strzępy wszystko co żywe…
,, No toś się gościu podłożył „ pomyślała klacz. Nadal jednak udawała zaciekawiona opowiadanym jej kłamstwem. Musiała grać wiarygodnie dlatego też wystraszyła się sztucznie i zaczęła mruczeć pod nosem coś o tym, iż boi się tego dnia.
- Konie mówiły, że zanosi się na mgłę… czy to prawda? – Zapytała tak, jak kazał jej srokaty ogier. Sama nie wiedziała dlaczegoż to mu ufa, ale postanowiła trzymać się swoich uczuć.
- Mgła? Hm… popatrzmy… nie. Mogę cię zapewnić, że żadnej mgły nie będzie.
Pokiwała ze zrozumieniem głową. Już zamierzała odejść, oczywiście tak, jak kazał jej MinHo, jednak zgodnie z zapowiedzią młodego ogiera całe miasteczko spowiła gęsta mgła. Była ona tak potężna, że wywołała lekko panikę u innych obecnych tu koni. Jej kolor początkowo przypominał rozlane mleko, jednak po chwili stała się ona niemal czerwona. Pojedyncze pasemka kropli, które były większe od innych błyszczały szkarłatem niczym kropelki krwi, która dopiero co zaczęła sączyć się z otwartej rany. Zapach mgły był rześki i niezwykle kuszący. Wydawało się, iż cały czas zatrzymał się w miejscu tylko po to, żeby wypuścić z siebie łaciatego konia, który wyszedł z gęstej czerwieni i podszedł do przerażonego wróżbity. Stanął on o krok od karego i nachylił się do jego ucha.
- Nie będzie mgły? Chyba ci ta przepowiednia nie wyszła, prawda? – Głos MinHo był szorstki i zimny. Zupełnie nie pasował do tego, który słyszało się u niego na co dzień. – Klacz, której stadu przepowiedziałeś zagładę nie posiada stada. Ani żadnej grupy. – Głos nephilima stał się znacznie głośniejszy, a mgła zaczęła przybierać normalną barwę i przerzedziła się. Za chwilę miała całkiem opaść pozostawiając za sobą jedynie zroszoną ziemię. – Przyznaj się do swojego oszustwa. Powiedz innym jak ich okłamywałeś. Ale przede wszystkim oddaj im ich pieniądze.
Kiedy to wokół oszusta zebrał się tłum pretensjonalnych koni MinHo spokojnie oddał karego w ich kopyta, a sam stanął obok ślicznej izabelowatej.
- Dziękuję. – Uśmiechnęła się na te słowo i machnęła ogonem.
- Nie ma sprawy.
- Kawa jutro o szesnastej?
- Chętnie. Muszę już iść. – Na odchodne puściła mu oczko i przechodząc obok uderzyła go zaczepnie ogonem.
Zaliczone!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz