wtorek, 18 lipca 2017
Od Touhou do Annabeth
Biegłem tak prawie że na oślep prawie że piętnaście minut. Magią było to, że jeszcze nie wpadłem z impetem pod samochód, czy coś. Raczej nikt za mną nie podążał. Miałem okazję, aby dokładniej określić swoje położenie. Więc; jestem gdzieś w cholerę daleko, nie wiadomo gdzie. Jest duża szansa, że złapią mnie ludzie i przerobią na kabanosy albo wypchają trocinami i postawią w pokoju. Po nich można się spodziewać naprawdę wszystkiego. Rozejrzałem się dookoła; byłem w jakimś bliżej nieokreślonym lesie. Dopiero teraz zdałem sobie sprawę, jak głupie to było. Zero planu i puste działanie pod wpływem emocji. Tylko rozpaczliwa chęć ratowania swojej patetycznej egzystencji.
- I tak gorzej już nie będzie. - westchnąłem. Słońce powoli chowało się za horyzontem. Znalazłem jakiś w miarę porządny, rozłożysty klon. Stanąłem pod nim, oczekując na nieuchronną śmierć ze strony wilków lub innych wygłodniałych drapieżników. Wkrótce po zachodzie wreszcie zasnąłem ze świadomością, że obudzę się w innym miejscu.
***
Hej, w sumie miałem rację! Obudziłem się gdzieś indziej, Tyle że... nie miałem najmniejszego pomysłu gdzie. Towarzyszył mi głośny szum morza zmieszany z chłodnawą bryzą. Zewsząd rozlegał się donośny krzyk mew. Najprawdopodobniej byłem w lesie znajdującym się przy plaży. Był gęsty, ale z pomiędzy zwykłego czarnoziemu gdzieniegdzie widać było prześwitujący piasek. Poczucie czyhającej na mnie śmierci z wczoraj odeszło. Mimo to nie chciałem opuszczać zagajnika. Było tu tak miło i przyjemnie... Z mojego zachwytu wyrwał mnie szelest liści. Był bardziej energiczny aniżeli zwykły wiatr, jakby jakieś stworzenie poruszyło owym krzakiem. Ktoś widocznie tam był. Wzdrygnąłem się i zdecydowałem ruszyć w kierunku morza. Kiedy opuściłem zacienioną przez sosny strefę, moim oczom ukazała się malownicza plaża. Wszystko było pięknie, ale wciąż drążyło się we mnie to uczucie dobijającej samotności. Cóż ma bowiem począć z natury stadne zwierzę pozostawione same sobie, nawet w równie malowniczym miejscu? Już za niedługo nie musiałem przejmować się tymi rozterkami. Usłyszałem za sobą tupot kopyt, poruszających się po ubitej ziemi przybrzeżnego lasu.
<Annabeth?>
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz